49,00 zł
Przekład i posłowie: Kajetan Maria Jaksender
redakcja: Anastazja Dwulit
stron: 150
rok wydania: 2023
ISBN: 978-83-66102-47-7
Kiedy się obudziłem, byłem gotów odpowiedzieć Henriemu van Blarenberghe. Ale zanim to zrobiłem, chciałem zerknąć na „Le Figaro”, aby wykonać tę odrażającą i rozkoszną czynność zwaną czytaniem gazety, dzięki której wszystkie nieszczęścia i kataklizmy wszechświata z ostatnich dwudziestu czterech godzin, bitwy, które kosztowały życie pięćdziesiąt tysięcy ludzi, zbrodnie, strajki, bankructwa, pożary, otrucia, samobójstwa, rozwody, okrucieństwo męża stanu i aktora, są oddane na nasz własny użytek, w porannej uczcie, idealnie połączone z wielką ekscytacją i kilkoma łykami kawy z mlekiem. Tylko delikatna nić „Figara”, którą zaraz zerwie leniwy gest, oddziela nas od nędzy całego świata. Od pierwszych sensacyjnych wiadomości o żalu tylu istot ludzkich, wiadomości, które z przyjemnością przekażemy tym, którzy jeszcze ich nie przeczytali, odczuwamy nagłe, żywe przywiązanie do istnienia, które w pierwszej chwili po przebudzeniu zdawało się trudne do odzyskania. A jeśli czasami coś w rodzaju łzy zwilża nasze zadowolone oczy, to tylko lektura zdań takich jak to: „Imponująca cisza ogarnęła wszystkie serca, bębny biją w polu, żołnierze prezentują broń, słychać okrzyk: «nie żyje Fallières!»”. Oto, co doprowadza nas do płaczu, nie chcemy bowiem rozpaczać z powodu nieszczęść bliższych naszemu sercu. Jesteśmy niczym podli komedianci opłakujący tylko udrękę Hekabe lub jeszcze mniej, podróż prezydenta Republiki! Tak czy inaczej tego ranka nie cieszyła mnie lektura „Figara”. Z przyjemnością zerknąłem tylko na wzmiankę o erupcjach wulkanów, kryzysach ministerialnych i walkach Apaczy, po czym spokojnie zacząłem czytać kolumnę pod tytułem „Dramat szaleństwa”, która zdawała się być doskonała dla mojego porannego pobudzenia, kiedy nagle zobaczyłem, że ofiarą była Pani van Blarenberghe, zaś mordercą, który następnie popełnił samobójstwo, był nie kto inny a jej syn, Henri van Blarenberghe, autor leżącego tu obok mnie listu, na który nie zdążyłem mu jeszcze odpowiedzieć.
***
Pomijając kilka pomniejszych utworów Marcela Prousta oraz, rzecz jasna, niezwykle rozbudowaną i złożoną korespondencję, w której wątki biograficzne są obecne z natury rzeczy, niewiele jest dzieł francuskiego pisarza, w których tak otwarcie i wprost mówi o sobie, jak właśnie w Synowskich uczuciach matkobójcy. Mało tego, Matkobójca to utwór, w którym autor mówi w pierwszej osobie „ja, Marcel”, „ja, syn matki, Jeanne Weil-Proust”, „ja, pisarz”, „ja, czytelnik”, „ja, człowiek pogrążony w żałobie” etc. Dziełkiem, o którym mowa (inaczej nie sposób nazwać krótkiego utworu, który ukazał się w „Le Figaro” 1 lutego 1907 roku), jest dziwna w układzie i formie, niejednoznaczna i dość skomplikowana (już wtedy zawierająca niemal wszystkie wyznaczniki Proustowskiego stylu) książeczka o młodzieńcu imieniem Henri, który zabił swą matkę a następnie popełnił samobójstwo. I choć niewielkich rozmiarów, od czasu pierwszej publikacji na łamach prasy miała we Francji kilka wydań osobnych (pierwotnie miała się ukazać w zbiorze Pastisze i kolaże), oraz była dołączana do zbiorów krytycznych, gdzie badano ją stosując klucze interpretacyjne stworzone dla całości dzieła Prousta, wielopoziomowe objaśnienia, szczegółowe opracowania czy periodyzacje, w końcu dodając złożony teoretycznoliteracki aparat krytyczny, który miał pomóc w rozwiązaniu zagadki owego niewielkiego utworu – przez samego Prousta w liście do Halévy’ego zwanego „wyśmienitością” – i w lepszym zrozumieniu charakteru myśli i pisarstwa Francuza. Przydatnego w tym przypadku słowa książeczka używam tu nie bez przyczyny, trudno bowiem ów „diamencik” prozatorski Prousta jakoś sensownie na poziomie gatunkowym zakwalifikować, pewna jest zaś jego niewielka, lapidarna i jakby niedokończona forma.
Matkobójca nie jest bowiem ani opowiadaniem, ani dziełem ułożonym z listów, choć posiada elementy obu, nie jest też esejem czy rozprawką, choć rozważania filozoficzne i egzystencjalne stanowią tu główny trzon, nie jest też felietonem, choć powstał ad hoc, tuż po tragicznych wydarzeniach, jakie na początku 1907 roku wstrząsnęły Paryżem i na długo stały się dla Paryżan głównym tematem domysłów i plotek. Sam autor nazywa go w korespondencji do kilku osób (do czego jeszcze wrócę) „artykułem”, lecz artykułem z pewnością Matkobójcta także nie jest, chodziło tu zapewne o pierwotne, gazetowe wydanie na dwóch stronach i sześciu szpaltach „Figara”. Utwór powstał niecały miesiąc po zdarzeniu, którego przebieg autor stara się skrzętnie nakreślić a jego pamiętnikarsko-wyznaniowy charakter daje asumpt do gatunkowych poszukiwań. Smaku zagwozdkom literaturoznawczym dodaje fakt, że nie jest podobny do żadnego tworu literackiego, którym w tamtej chwili mógł się pisarz pochwalić – a próbował się z naprawdę wieloma formami i gatunkami literackimi. Bo skoro mowa o sztuce pisarskiej z tamtych lat autora Poszukiwania straconego czasu trzeba dodać, że niemal każdorazowo mocował się z – by posłużyć się przydatną sztancą – formą bardziej pojemną, od najmłodszych bowiem lat twórczego życia charakter jego pisma wyznaczało właśnie poszukiwanie. To słowo-klucz, wprowadzające do rozważań teoretycznych wokół Prousta pewien chaos – wychodzi bowiem na jaw, że był on od samego początku pisarzem, który właściwie wszystko, co mógł, na poziomie pisma w „sztuce powieści” utrudnił. […] Cały ten „poszukiwawczy” proces, cechujący pisarstwo Prousta, odkrywają w szczegółach listy młodego Marcela i jego matki, wymieniane (dodajmy tu: pomimo wspólnego zamieszkiwania w jednym domu) od 1887 roku aż do jej śmierci w 1905, pokazując zarazem, że nawet najważniejsza czytelniczka, powierniczka i krytyczka jego dzieła, Jeanne Weil-Proust, humanistka, znająca języki intelektualistka, nie do końca jest w stanie – a czasem nawet nie chce, niejednokrotnie ma za złe synowi, że tak wszystko utrudnia – zrozumieć sens prób literackich syna i ich znaczenie dla całości dzieła, pojąć cel wielopoziomowych poszukiwań, które rozbijają czyste formy i ramy gatunków na pełne niejednoznaczności i zapewne trudne w odczytaniu i odbiorze w owych czasach – jeszcze przed surrealistami, Ulissesem Joyce’a, Kafką czy Freudem – próby pisarskie.
Reasumując, Matkobójca to utwór, który nie tylko doskonale oddaje dość sztywny, „posągowy” styl młodego Prousta, stanowiący dowód na poszukiwania własnego języka, „idiomu”, ale i na poziomie samego tematu opowiada o czasach, w których Proust, młody burżuj, mający ambicje artystyczne, żył i funkcjonował, oraz o codzienności rodziny Proustów i znanych Proustom innych rodzin mieszczańskich, o ich obyczajach i relacjach wewnątrz klasy zwanej jeszcze wówczas burżuazją, która powoli odchodziła w niebyt, a także o stosunkach społecznych, zapewniających jej nadal zamożność i trwanie w luksusowym świecie i jego specyficznym, nieco chorobliwym mode de vie, w końcu także o codziennych zajęciach przyszłego autora arcydzieła, uznawanego już niebawem za największe dokonanie literackie Francji od czasów Flauberta i Balzaka. To właśnie tutaj tak naprawdę poznajemy młodego człowieka i wschodzącego pisarza Marcela Prousta – namiętnego czytelnika prasy porannej, amatora kawy, obserwatora i marzyciela, przekonanego o tym, że lektura porannej gazety to absolutnie obowiązkowe ale i zarazem rozkoszne doświadczenie każdego pisarza, intelektualisty, artysty, burżuja, ergo: człowieka który uznaje się, albo chce się uznawać za światowca. No i za wielkiego artystę, który w marzeniach pragnie prześcignąć na poziomie geniuszu, sławy i uznania samego Balzaka.
W Matkobójcy Proust, syn nieumiejący się pogodzić ze śmiercią matki, Jeanne Proust, nadal pogrążony w żałobie i melancholii, dokonuje bardzo ciekawej mitologizacji czynu, którego dopuścił się młodzieniec, Henri van Blarenberghe, gdy zabił swą matkę a następnie popełnił samobójstwo. Utwór ukazał się w „Le Figaro” w lutym, a mord dokonał się w styczniu, choć dokładnej daty z zapisu Prousta nie poznamy – jak widać nie przeszkadzało to osobom decyzyjnym w piśmie, z Gastonem Calmette na czele, utwór Prousta puścić i opublikować, licząc zapewne na szersze grono ciekawskich, czytelniczki i czytelników, interesujących się edypalną tragedią rodzinną (choć o kompleksie Edypa Francuzi jeszcze nie mogli słyszeć, Objaśnienie marzeń sennych ukazało się bowiem po niemiecku w 1899 roku, we Francji zaś dużo dużo później).
Z posłowia
***
Francuski pisarz, krytyk literacki, esteta, dandys i bon vivant podupadającego świata burżuazji z przełomu XIX-XX wieku. Autor znany przede wszystkim dzięki powieści W poszukiwaniu straconego czasu.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.